header_image
30 września 2018 roku na osobiste zaproszenie organizatora wzięliśmy udział w Międzynarodowej Gali Sztuk Walki jaka odbyła się w Hali Widowiskowej MOSiR w Lublinie. Założenia i przebieg imprezy znaliśmy jeszcze na długo przed wakacjami i poza scenariuszem pokazów dla szerokiej publiczności nic nie budziło naszych wątpliwości. Gala wydawała się ciekawym spotkaniem różnych kultur i stylów oraz dobrą okazją do promocji sztuki, jaką mieliśmy reprezentować. Nie zapominając o naszych korzeniach zaprosiliśmy do współpracy hanshi Jacka Chęcińskiego dla wzmocnienia reprezentacji jiu-jitsu nie tylko pod znakiem Tsubame, ale całego Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu. Zgodnie z pierwotnym założeniem w godz. 10.00 - 14.00 miały odbyć się warsztaty dla starszych grup uczniowskich, gdzie każdy z uczestników mógł dowolnie wybrać temat i doskonalić swoje umiejętności pod kierunkiem reprezentantów poszczególnych stylów. Widzieliśmy w tym także dobą okazję do nawiązania nowych kontaktów i ewentualnej dalszej współpracy.
Pierwsza organizacyjna porażka spotkała nas już na starcie warsztatów, gdzie czas pracy dla instruktorów ograniczono do 20 minut. Sensei Andrzej i Jacek Chęciński mieli więc po 10 minut na pracę z grupą i tym samym idea warsztatów została całkowicie zmarnowana. A szkoda, bo zainteresowanie naszymi technikami ze strony innych grup było naprawdę duże. Kolejną porażką była liczba uczestników. My przywykliśmy do spotkań seminaryjnych w liczbie 150 - 200 ćwiczących, a tu zastaliśmy pustkę. Dość powiedzieć, że tak naprawdę byliśmy tu najliczniejszą grupą. Przedstawiciele innych stylów przybyli zaledwie w kilkuosobowych składach, które wieczorem miały wziąć udział w pokazach. Niektórzy mistrzowie nawet bez własnych uke i musieli korzystać z naszej pomocy. Jak widać organizator zapomniał, że w Lublinie działa wiele sekcji i zaproszenia do nich nie skierował. Szkoda, bo w tych samych kosztach można było zorganizować wspaniałe spotkanie integrujące przynajmniej lubelskie środowisko miłośników sztuk walki. Z drugiej strony może i lepiej, bo liczba zawiedzionych organizacją warsztatów byłaby wielokrotnie większa.
Ci jednak, którzy zechcieli przybyć chociaż odrobinę skorzystali. Można było dotknąć sztuki kendo, postrzelać z europejskiego i japońskiego łuku, a w jiu-jitsu skonfrontować nasz poziom z tym, co prezentowała ekipa z Niemiec. Jak dało się zauważyć, lepiej czuliśmy się także w technikach brazylijskiego jiu-jitsu i zapasach niż karatecy. Oni z kolei zdecydowanie górowali pracą nóg. W sumie wyszło z tego małe kameralne spotkanie, ale wydaje się, że już w założeniach miało być zupełnie inaczej.
Przed 17.00, gdy nieuchronnie zbliżał się czas gali dla szerokiej publiczności, wyszło na jaw, że powszechnie głoszony wolny wstęp jest co najmniej w połowie fikcją. Oczywiście można było obejrzeć galę za darmo, ale za okazaniem biletu o wartości 100 złotych, które w niewiadomym czasie i w nieznanym trybie były rozdawane przez organizatora. Jako jedna z grup zaproszona do prezentacji nie mieliśmy o tym nawet zielonego pojęcia. W ostatniej chwili zdążyliśmy jeszcze przejąć pewną pulę biletów i wystawić dyżur przed wejściem. Dotarły jednak do nas informacje, że wiele osób odeszło spod hali Globus zawiedzionych i po prostu oszukanych. W końcu dla kogo była ta gala? Czy tylko dla rozgłosu organizatora? Wydawać by się mogło, że przede wszystkim dla mieszkańców Lublina i najmłodszych, nie związanych jeszcze z żadną sztuką walki by zainteresować, zadziwić i przyciągnąć do jednej z wielu sekcji działających w naszym mieście. W naszej ocenie, olbrzymie koszty poniesione przez sponsorów zostały po prostu zmarnowane.
I wreszcie sam scenariusz pokazu, który na dobrą sprawę mógł zrozumieć tylko wybitny miłośnik science fiction, był chyba szczytowym przykładem zaprzepaszczenia całej idei tego spotkania. Przed oczami widzów rozgrywał się widowiskowy pokaz równocześnie trzech różnych stylów na trzech matach. Kto nie potrafi sobie tego wyobrazić niech spróbuje oglądać jednocześnie trzy filmy akcji na trzech stojących obok siebie telewizorach. Wypada tylko życzyć dobrej zabawy. Z naszej strony zaprosiliśmy do pokazu jak zwykle niezawodnych: sensei Krzysztofa Głodowicza z córkami Ewą i Zuzanną oraz najstarszych uczniów Sekcji Jiu-Jitsu w Pliszczynie Agnieszkę i Kamila Kasperków oraz Karola Kuczmaszewskiego. Reprezentacja musiała prezentować najwyższy poziom techniczny, co gwarantowało ciekawy pokaz, a jednocześnie musiała być nieliczna z uwagi na ograniczenie czasowe pokazu do 15 min. Tym zgodnie dzieliliśmy się z Klubem Bushido. W obiektywnej ocenie widzów nasza mata przyciągnęła przeważającą ilość oczu i chociaż nagrodzono nas gorącymi brawami chyba nie o to chodziło.
Zwykle w naszych relacjach pokazujemy wydarzenia by przekazać naszym odbiorcom wartości i atmosferę takich spotkań, które mogą zaciekawić i przyciągnąć. Z pewnością takie było też pierwotne założenie gali i tylko dlatego przyjęliśmy zaproszenie. Co więcej, odczucia przedstawicieli innych stylów były bardzo podobne i szereg z nich zadeklarowało, że nie wezmą udziału w kolejnych edycjach. Po co więc ta relacja? Po pierwsze dlatego, że wszyscy uczestnicy warsztatów, a potem samej gali, potrafili nawet w tych okolicznościach stworzyć serdeczną atmosferę wspólnej pracy, wykazać wzajemne zainteresowanie odmiennością szkół i stylów. Dzięki temu nawiązaliśmy szereg przyjacielskich kontaktów, które w przyszłości być może zaowocują wspólnymi spotkaniami i szerszą wymianą doświadczeń. Po drugie dlatego, że winni to jesteśmy naszym reprezentantom, którzy dali świetny pokaz zyskując zasłużone uznanie szerokiej publiczności, która w innych okolicznościach mogła być o wiele liczniejsza. I wreszcie po to, by wyciągać wnioski organizacyjne na przyszłość i uczyć się na błędach innych. Mam nadzieję, że organizatora gali, którego świadomie nie wymieniam, stać będzie na chwilę refleksji bo kolejne takie spotkanie będzie mało prawdopodobne.