header_image
W sobotę 14 czerwca 2014 roku na obiektach sportowych Gimnazjum im. płk Wojeciecha Kołaczkowskiego w Pliszczynie rozegrano czwartą już edycję Wojewódzkiego Turnieju Klubowego w Wieloboju Obronnym (zobacz plakat). Do sportowej rywalizacji stanęło w tym roku 139 zawodników. Jak co roku swoich reprezentantów wystawiły: Stowarzyszenie Dalekowschodnich Sztuk i Sportów Walki BUSHIDO i jego sekcje w Zwierzyńcu i Szczebrzeszynie, Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu Tsubame z sekcjami w Lublinie i Pliszczynie oraz klub Sporty Walki Niedrzwica Duża i jego młodzieżowa sekcja jiu-jitsu. Po raz pierwszy gościliśmy także zawodników Podhalańskiej Akademii Sztuk Walk Jiu-Jitsu EdArt, która oficjalnie zgłosiła swój akces do Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu. Organizatorami imprezy były jak zwykle Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu Tsubame i Gimnazjum w Pliszczynie.
Gości i zawodników powitał pomysłodawca turnieju sensei Andrzej Kozyra podkreślając dobitnie, że najciekawsze pomysły nie rodzą się same, a ich urzeczywistnienie wymaga autentycznego wparcia ze strony niezawodnych przyjaciół. Mamy takich w osobach Prezesa Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu Hanshi Jacka Chęcińskiego, Pani Anny Krzyżanowskiekiej - Dyrektor Gimnazjum w Pliszczynie i oczywiście naszych wspaniałych rodziców, którzy nie tylko poparli tę inicjatywę, ale własnym startem dodali jej niezwykłego splendoru. Dziękując za okazaną pomoc sensei Andrzej nawiązał do bliskich nam rocznic jakie przypadają właśnie w tym roku. 25 lat temu powstało bowiem Polskie Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu i drzwi swojego dojo otworzyła po raz pierwszy Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu Tsubame. Była więc okazja by przed startem podnieść nieco poziom cukru symboliczną, urodzinową krówką.
Uroczystego otwarcia turnieju dokonała Pani Anna Krzyżanowska wyrażając zadowolenie, że to właśnie Pliszczyn stał się miejscem tak wspaniałej imprezy. Życzyła zawodnikom wielu sportowych emocji i osobistego sukcesu. W naszej ocenie pierwszy i chyba najważniejszy sukces stał się właśnie udziałem wszystkich startujących. Wykazali odwagę, chęć sprawdzenia się w sportowej rywalizacji, która tak naprawdę miała być zmaganiem z samym sobą. Pokonanie dwunastu zupełnie różnych konkurencji wymagało nie tylko dobrej sprawności fizycznej, ale chyba przede wszystkim umiejętności walki ze stresem, błyskawicznego przestawienia się od dynamicznego wysiłku na absolutną koncentrację i dokładność. W takim turnieju wygrywa ten, kto potrafi uwierzyć, że chwilowe niepowodzenie nie decyduje jeszcze o ostatecznym wyniku, a sukces można osiągnąć tylko wtedy gdy walczy się do końca. To właśnie staramy się przekazać naszym uczniom, a turniej jest tylko elementem nauki radzenia sobie w życiu, które potrafi boleśnie doświadczać tych, którzy poddają się przed czasem.
Tegoroczne konkurencje nie zmieniły w porównaniu do lat ubiegłych, chociaż niektóre zapisy regulaminu jeszcze bardziej urealniły zmagania przeniesione z wojskowego toru przeszkód. Nie można już było na przykład wrzucić plecaka pod siatkę wykorzystując poślizg podłoża, czy popychać go przed sobą. Nieco większe ułatwienia przewidziano dla najmłodszych wprowadzając chociażby postawę siedzącą przy strzelaniu. Niczego nie zmieniło to w poziomie sportowej rywalizacji, bo wszyscy mieli te same warunki. Dla ucznia klasy pierwszej statyczne utrzymanie broni to czasami zbyt wielki wysiłek, a zatem lepiej było skoncentrować się na umiejętności celowania.
Największą metamorfozę przeszła konkurencja rzutu do celu, gdzie "otwór strzelniczy" zastąpiono piramidą z sześciu elementów. Aby zdobyć niemal identyczną bonifikatę jak przed rokiem nie trzeba było wykonywać aż trzech celnych rzutów. Teoretycznie wystarczył jeden, który burzył całą budowlę. Niestety bywało i tak, że nawet po trzech rzutach stała niewzruszona. Konkurencja stała się przez to ciekawsza i bardziej widowiskowa, co przekładało się spontaniczną reakcję publiczności. Jednocześnie, jak pokazała praktyka, wiek zawodnika wcale nie był proporcjonalny do celności rzutów.
Najmniej problemów stwarzały dwa pola walki, gdzie trzeba było zaprezentować skuteczne techniki obrony. To w końcu efekt codziennej i podstawowej pracy w naszych sekcjach. Nieco gorzej było na kamiennej ścieżce prowadzącej przez "bagno", a jeszcze większych problemów dostrczyło pokonanie wodnej przeszkody z wykorzystaniem liny. Dobrze, że wodę symulował materac bo niekórym przydałaby się zmiana ubrania. Ze zmiennym szczęściem walczyliśmy z drabinką sznurową i tu do prawdziwych komandosów mamy jeszcze daleko. Ale przecież i oni w naszym wieku wcale nie byli lepsi.
Spośród wszystkich elementów składających się na dobrą zabawę nie dopisała tylko pogoda i dlatego konkurencję strzelania przenieśliśmy do szkolnych pomieszczeń. Zwiększona powierzchnia kulochwytu i szczególna dyscyplina zapewniły dostecznny poziom bezpieczeństwa, a odgłos wystrzału odbijający się do gładkich ścian zwiększał tylko realizm konkurencji. Nie wszyscy spotkali się już z bronią i tym bardziej udział w zawodach był dla nich ekscytujący. Terapią na uspokojenie był krótki, indywidulany instruktarz, a potem liczyło się już tylko celne oko i odrobina szczęścia. 
Dla zmęczonych startem i dopingiem przewidzieliśmy trochę zabawy, ale nie brakowało też ciekawych, własnych pomysłów, co nawet udało się uchwycić obiektywem. Nowych sił dodał wyśmienity obiad, po którym do boju przystąpili nasi rodzice. Wystartowało ogółem 6 pań i 13 panów i tu dopiero zaczęła się rywalizacja. W ferworze sportowej walki dwukrotnie spadła siatka i aż 12 zawodników popełniło błąd na linie. Warto z tego wyciągnąć praktyczne wnioski i raczej nie pozwalać naszym rodzicom na pokonywanie strumieni tym sposobem. A może wręcz przeciwnie - poćwiczyć przed następnymi zawodami w bardziej realistycznych warunkach. To może być naprawdę fantastyczna, rodzinna zabawa bo lina dla wszystkich okazała się zmorą tego turnieju.
Jak zatem wyglądała trudność poszczególnych konkurencji? Najłatwiejszym zadaniem były techniki na polach walki i pokonanie pionowej przeszkody w postaci skrzyni, gdzie nie odnotowaliśmy żadnych błędów. Cztery błędy popełnili nasi zawodnicy biegnąc przez "bambusowy las", a osiem czołgając się pod siatką. Tu niestety siatka spadła na zawodnika aż siedmiokrotnie. Bardzo trudnym zadaniem w każdym wieku okazał się rzut do celu, bo aż 46 zawodników, w trzech próbach w ogóle nie trafiło w piramidę. To dokładnie co trzeci ze startujących. Gdyby rzeczywiście zamiast materaca trzeba było pokonać rzekę mielibyśmy aż 51 przemoczonych czyli 36,7%. W porównaniu z tym drabinka sznurowa okazała się zadaniem prostym bo zadania nie wykonało do końca tylko 14 osób tj. 10,1%. Potwierdziła się też oczywista prawda, że o zwycięstwie decydował każdy najmniejszy błąd i każde celne trafienie, a wyniki były jedną wielką niewiadomą aż do ostatniego strzału. Myślę, że dla takich emocji i atmosfery całych zawódów warto było wystartować i już dziś zechcecie przyjąć zaproszenie na kolejne spotkanie za rok.
A teraz pora by poznać medalistów obecnej edycji, a śród nich weteranów poprzednich misji i absolutnych debiutantów.