header_image
W sobotę 8 czerwca 2013 roku na obiektach sportowych Gimnazjum im. płk Wojciecha Kołaczkowskiego w Pliszczynie rozegrano kolejną edycję Wojewódzkiego Turnieju Klubowego w Wieloboju Obronnym (zobacz plakat turnieju). Do sportowej rywalizacji stanęło 144 zawodników, w tym 21 rodziców (8 pań i 13 panów). Najliczniej reprezentowane były sekcje jiu-jitsu w Lublinie, Pliszczynie, Szczebrzeszynie i Zwierzyńcu. Po tygodniu burz i ulewnych opadów pogoda dała wreszcie za wygraną, a dla zawodników i organizatorów stworzyła szansę doskonałej zabawy i rozegrania konkurencji strzeleckich w pełnym słońcu. Teraz wszystko zależało już tylko od psychicznej odporności, indywidualnego przygotowania i predyspozycji. Zanim jednak wystartowała pierwsza zawodniczka i zrobiono te grupowe zdjęcia odbyła się miła uroczystość oficjalnego otwarcia.
Chwilę przed nią sędziowie dokonali jeszcze ostatnich sprawdzeń i poprawek w ustawieniu toru przeszkód. Otwierając turniej główni mistrzowie klubów Bushido, Tsubame i Sekcji Jiu-Jitsu w Pliszczynie złożyli podziękowania Pani Annie Krzyżanowskiej Dyrektor Gimnazjum w Pliszczynie za pomoc w organizacji kolejnej już edycji turnieju oraz osobiste zaangażowanie w promocję sztuk walki i sportów obronnych. Wypada to podekreślić, bo właśnie temu wsparciu i serdeczności pracowników gimnazjum turniej w Pliszczynie zawdzięcza tę szczególną atmosferę. Serdeczne podziękowania od organizatorów odebrała też Pani Iwona Chęcińska, Prezes Stwowarzyszenia Sztuk Walki Bushido, za promocję turnieju oraz niezawodny, aktywny udział w imprezie, bez którego sportowe zmagania nie miałyby takiego wymiaru. Oficjalnego otwarcia turnieju dokonała Pani Anna Krzyżanowska życząc wszystkim dobrej zabawy i osobistego sukcesu.
Chwilę potem dokonano już pierwszego losowania numerów startowych. W tym roku najmłodszą grupą wiekową po raz pierwszy były dzieci w wieku przedszkolnym i to właśnie one rozgrzały atmosferę spotkania. Turniej pomimo sportowego charakteru jest tak naprawdę zmaganiem z samym sobą, bo każdy startuje indywidualnie walcząc z czasem i własnymi słabościami. O zwycięstwie decyduje wiele czynników i wcale nie wygrywa najszybszy. Trzeba wykazać się sprawnością, ale też opanowaniem i dokładnością w konkurencji rzutów do celu i podczas strzelania. Trzeba wreszcie mieć odrobinę szcząścia, które zawsze składa się na cząstkę sportowego sukcesu. Dlatego nie zawsze faworyci i zwycięscy poprzednich edycji stają na podium i są w stanie powtórzyć swój sukces. Tak miało być i tym razem.
Dla przypomnienia prześledźmy turniejowe konkurencje idać śladami kilkorga zawodników. Tuż po starcie pokonujemy bambusowy zagajnik, w którym oczywiście nie można wpaść na drzewo. Po wyjściu na otwartą przestrzeń czeka nisko rozpięta siatka imitująca zasieki. Jest delikatnie oparta na podporach i łatwo ją strącić na siebie. Taki błąd może kosztować 10 karnych sekund. Teraz trzeba pokonać pionowa przeszkodę i jak widać na zdjęciach, pomimo obniżenia wysokości dla najmłodszych, wcale nie było łatwo. Jeśli myślicie, że wszystko to rozgrywa się bez emocji popatrzcie na twarze startujących i widzów. Głośny doping, spontaniczne brawa i wskazówki od przyjaciół stanowią właśnie tę niepowtarzalną atmosferę. Potem szansa by poprawić wynik, ale by tego dokonać trzeba trzykrotnie umieścić piłkę w celu. Łatwe? - spóbujcie sami, zwłaszcza że trzeba je najpierw wyjąc z plecaka, a ręce nie od razu trafiają na suwak.
Już będąc tylko obserwatorem można się zmęczyć więc wyjdźmy na chwilę na zewnątrz. W pomieszczeniu organizatora trwają właśnie losowania numerów startowych dla kolenych grup wiekowych. Te emocje na sali dopiero przed nimi. Ci, którzy czekają lub już zakończyli swój start mogą ugasić pragnienie kompotem, albo rozgrzać filiżanką kawy lub herbaty. Przy okazji można zobaczyć migawki z poprzednich edycji, a to same "białe kruki" i często niepublikowane dotąd zdjęcia. Na zewnątrz czeka nie lada atrakcja bo oprócz strzelania punktowanego w ramach konkurencji można tego spróbować z zupełnie innej broni. Nie każdy jest w stanie ją poprawnie utrzymać, więc Hanshi Jacek często występuje w podwójnej roli - instruktora i stabilnej podpory.
Wracamy na salę, gdzie pozostawiliśmy zawodników w trakcie rzucania do celu. Nieco dalej trzeba pokonać przeciwnika stojącego nam na drodze. Szybka technika to jak najmniejsza strata czasu, ale przy tym technika poprawna to 5 sekund, które sędziowie odliczą od czasu łącznego. Chwilę potem można je stracić biegnąc po kamieniach - wystarczy, że noga spadnie na zieloną ścieżkę. No cóż, taki błąd musi to kosztować, bo w rzeczywistości moglibyśmy ugrzęznąć w niebezpiecznym bagnie. I jeszcze ten huśtający się plecak, który z każdym krokiem wytrąca z równowagi. Wreszcie mamy to za sobą, a tu kolejny niespodziewany atak i zupełnie inne zagrożenie. Na treningach nie było takiego stresu i plecaka - czy damy radę, czy sędziowie zaliczą technikę jako skuteczną?
Zawodnicy są dobrze przygotowani i akurat te konkurencje sprawiają najmniej kłopotu. Gorzej z pokonywaniem przeszkód. Teraz czeka nas jedna z trudniejszych. Huśtając się na linie musimy przedostać się na drugi brzeg rwącej rzeki. Jak to dobrze, że nie ma jej naprawdę, a pod nami tylko materac. Zawodnikowi na zdjęciu trochę nie wyszło i ta podpórka stopą będzie kosztować 5 sekund. Czy da się to odrobić? Wreszcie ostatnia konkurencja w sali - wejście na drabinkę sznurową. Aby nie stracić kolejnych sekund trzeba stanąć na szczeblu oznaczonym właściwym kolorem. Wysokość jest uzależniona od wieku, ale pokonanie nawet czterech to dla najmłodszych ciężka próba. Teraz trzeba zejść i pędzić do mety. W rzeczywiskości pokonanie wszystkich przeszkód trwało krócej niż przeczytanie tego tekstu, a najlepszy zawodnik potrzebował na to mniej niżj 50 sekund. Po krótkim odpoczynku ostatni i kto wie czy nie najważniejszy sprawdzian. Strzelanie to konkurencja, w której wiele można odrobić albo wszystko stracić. Każdy celny strzał do sylwetki to 5 sekund odjętych od czasu łącznego. Wymaga jednak opanowania i pewnej ręki.
Wreszcie można ochłonąć i zrzucić z siebie emocje. Zdecydowanie łatwiej dopingować i dawać rady koledze niż zrobić to samemu. Gdy się patrzy z boku wszystko wydaje się takie proste. Za chwilę przekonają siię o tym nasi rodzice. Zwalniamy ich tylko z technik jiu-jitsu ale muszą wykazać się inną sprawnością np. celnie umieścić piłkę w bramce. Teraz już wiemy na kogo czekała od rana ten rekwizyt. Można ją było kopnąć, potoczyć rzucając rękami albo wręcz podbiec i włożyć do bramki. Każde rozwiązanie jest dobre ale wymaga coraz dłuższego czasu. Rzut niecelny to strata 5 sekund więc liczy się nie tylko sprawność ale i chłodna kalkulacja. Tylko jak ją przeprowadzić pod wpływem tylu emocji?
Mamy i ojcowie spisali się dzielnie chociaż nie wszystkim starczyło odwagi. Walczyli z czasem przy głośnym dopingu najmłodszych i przyjaciół z sekcji. Potem trzeba już było tylko policzyć czas, uzyskane bonusy i popełnione błędy. Do końca nie było wiadomo kto stanie na podium, a pierwszy wiedział komputer. Centrum obliczeniowym kierowała sensei Agnieszka, a nam udało się złapać sensei Andrzeja w ostatniej fazie podsumowania. Cóż może oznaczać ta poważna mina - niedowierzanie, zaskoczenie? Dowiemy się niebawem i poznamy wszystkich medalistów obecnej edycji. Ale to już na kolejnej stronie.