header_image

Praktyka nauczania a skuteczność w warunkach realnego zagrożenia

1.  Ogólne wartości i sens nauczania jiu-jitsu
2.  Okoliczności charakterystyczne dla sytuacji realnego zagrożenia
3.  Pokonanie stresu - obszar przygotowania technicznego – nauka odruchów
4.  Pokonanie stresu - obszar przygotowania psychicznego
5.  Zanim nie będzie odwrotu - taktyka unikania zagrożeń
6.  W sytuacji bez wyjścia – czy bronić się od razu
7.  Podsumowanie
8.  Wykaz literatury

 1. Ogólne wartości i sens nauczania jiu-jitsu

Jest faktem niezaprzeczalnym, że nauczanie sztuki jiu-jitsu przyczynia się do znacznej poprawy sprawności ruchowej i zapewnia harmonijny rozwój psychofizyczny. Daje szansę kształtowania lub wzmocnienia cech charakteru niezbędnych w otaczającym świecie – życiu w warunkach stresu, niepowodzeń i zagrożenia.

Cele te osiąga się stopniowo poprzez naukę przełamywania własnych słabości i strachu, systematyczności i samodyscypliny, uporu w dążeniu do celu, konsekwencji i cierpliwości. Dzięki temu adepci jiu-jitsu są osobami pogodnymi, pewnymi siebie i swojej wartości, osiągają lepsze wyniki w nauce i pracy, są odporniejsi na sytuacje stresowe, a nawet powszechne dolegliwości zdrowotne (przeziębienia, wady postawy itp).
Kształtowanie od najmłodszych lat wspomnianych postaw stanowi także skuteczną barierę chroniącą przed niebezpieczeństwem związania się w przyszłości z różnymi grupami o podłożu destrukcyjnym lub przestępczym.

Podstawą oceny, warunkującej zdobycie kolejnych stopni wtajemniczenia są cechy osobowości i techniczne umiejętności obrony. Tym samym w toku nauki nie ma bezpośredniej rywalizacji i konfrontacji między ćwiczącymi, a ich miejsce zajmuje współpraca i wzajemna pomoc. Elementy improwizowanej walki z jednym lub kilkoma przeciwnikami pojawiają się dopiero na poziomie najwyższych stopni uczniowskich i są jednym z tematów egzaminu technicznego na stopnie mistrzowskie.

Potrzeba koleżeńskości, przyjaźni, zaufania do partnera i odpowiedzialności za jego bezpieczeństwo są szczególnie istotne u dzieci, których charakter i stosunek do agresji dopiero się kształtuje. Wartości te w wielu przypadkach są elementem decydującym o wyborze jiu-jitsu, zwłaszcza przez rodziców.

Nic zatem dziwnego, że jiu-jitsu stało się z biegiem lat jedną z uznanych na całym świecie metod wychowawczych i terapeutycznych.

 
2. Okoliczności charakterystyczne dla sytuacji realnego zagrożenia

Jiu-jitsu jest jednak i pozostanie przede wszystkim sztuką walki. Wypada zatem postawić bardzo istotne pytania:
  • Na ile powszechnie stosowana metoda nauczania gwarantuje bezpieczeństwo i skuteczność w warunkach realnego zagrożenia?
  • Dlaczego osoby doskonale sprawdzające się na pokazach, posiadacze wyższych stopni uczniowskich, a nawet dan nie potrafią skutecznie zapobiec lub odeprzeć ataku na ulicy?
  • Jakie błędy popełniają uczniowie i instruktorzy już w toku nauczania oraz jakich elementów być może brakuje w obowiązujących programach?
Konfrontacja na ulicy nierozerwalnie wiąże się ze stresem, a jego siła jest tak znacząca, że blokuje większość spontanicznych reakcji. Z umiejętności prezentowanych na treningach pozostaje w tej sytuacji nie więcej jak 25 procent, a to zdecydowanie za mało aby osiągnąć skuteczność działania.
Paradoksalnie, umiejętności techniczne napastnika są z reguły nieporównywalnie mniejsze i przy bezpośredniej konfrontacji, w warunkach dojo, nie miałaby on praktycznie żadnych szans.
To jednak osoba napadnięta czuje, że szybko traci kontrolę nad swoim organizmem. Nie wie czego się może po nim spodziewać i jak nim kierować, by osiągnąć dawną efektywność. Pojawiają się typowe objawy strachu w postaci odczuwania miękkości w nogach, ogólnego spięcia i blokady procesów decyzyjnych. W sytuacji silnego stresu umiejętne korygowanie napięcia mięśniowego, jakie jest podstawą wszystkich sztuk walki, staje się niemożliwe.

Przyczyn jest wiele, a do najczęstszych należą:
  • niepewność własnych umiejętności,
  • obawa o własne zdrowie lub osób towarzyszących,
  • obawa przed zastosowaniem siły fizycznej, jako metody ostatecznej
Do dziś pamiętam rozmowę o jaką przed laty poprosił jeden z moich uczniów.
Ćwiczył wówczas ponad dwa lata i traktował trening bardzo poważnie. Chętnie uczestniczył w pokazach, wyróżniała go skromność i łagodność, przez co był bardzo lubiany w zespole.
Pewnego dnia wracając po zmierzchu z treningu został zaatakowany przez trzech wyrostków, którzy zażądali wydania plecaka. Zaskoczony tą sytuacją popełnił błąd pozwalając jednemu z nich znaleźć się za swoimi plecami. Stamtąd nastąpił atak. Na szczęście przeciwnik zastosował sposób ataku, którego odparcie było wielokrotnie ćwiczone w różnych wersjach. Mam prawo wierzyć opowiadającemu tę historię, że jego działanie było absolutnie odruchowe. Bez trudu uwolnił się z uchwytu i w momencie gdy powinien uderzyć grzbietem stopy w twarz, zatrzymał uderzenie tuż przed celem. Pomimo wszystko zdarzenie zakończyło się szczęśliwie. Pchnął napastnika w stronę jego kolegów, chwycił spadający plecak i zaczął się szybko oddalać. Napastnicy nie podjęli próby ponownego ataku.
Zaskoczony swoją własną reakcją, niezależną od świadomości zagrożenia, poprosił mnie o rozmowę. Nie potrafił zrozumieć dlaczego zatrzymał cios i wyraził obawę, czy jego dalsze uczestnictwo w treningach ma sens. Jego psychika, nie była przygotowana na wyrządzenie komuś krzywdy, bez względu na fakt, że zagrożenie dla jego zdrowia było całkowicie realne.

Od tamtej pory zacząłem rozmawiać z uczniami o zjawisku stresu, a pomogły mi w tym własne doświadczenia i teoria wyniesiona z wykładów psychologii w Akademii Spraw Wewnętrznych. Przy okazji przekonałem się, że takich osób jest w naszym gronie zdecydowana większość.

Objawom paraliżu i strachu w pierwszym momencie zagrożenia towarzyszy niemal zawsze kompletne zaskoczenie wywołane nie wskutek działania napastnika, ale właśnie owej reakcji organizmu na stres, z którą adept jiu-jitsu nigdy nie spotkał się przedtem. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że odsetek osób, które decydują się na naukę jiu-jitsu po wcześniejszym doświadczeniu jakiejkolwiek formy napadu jest znikoma i mierzona w promilach. Tym samym zaledwie dla kilku osób na tysiąc wizja podobnej sytuacji jest czymś rzeczywiście realnym. Dla zdecydowanej większości zgłaszających się do sekcji motywem wiodącym nie jest, wbrew pozorom, chęć nabycia umiejętności obrony w sytuacji realnego zagrożenia. Niezależnie od składanych deklaracji właśnie taka postawa towarzyszy później ich treningowi, a przejawia się zwykle skłonnością do wybiórczego doskonalenia technik już na etapie szkolenia podstawowego.

W tym momencie pojawia się dylemat, którego rozwiązanie należy do instruktora. Osobiście jestem przekonany, że u każdego adepta jiu-jitsu, nawet tego który zapewnia, że trenuje wyłącznie dla przyjemności, tkwi gdzieś przekonanie, że w sytuacji zagrożenia potrafi sobie poradzić. Jest to niestety przeświadczenie mylne.

Jakie zatem działania należy podjąć, aby zapewnić przyszłemu adeptowi jiu-jitsu autentyczną skuteczność, albo przynajmniej zwiększyć jego szanse na pokonanie stresu w warunkach realnego zagrożenia i jednocześnie nie zrazić go do mozolnego treningu, którego nie potrafi zaakceptować. Złożoność problemu rzeczywistej skuteczności wymaga aby rozpatrywać go równolegle na płaszczyźnie techniki i psychologii.

 
3. Pokonanie stresu - obszar przygotowania technicznego – nauka odruchów

Skoro możliwość wykorzystania umiejętności technicznych jest blokowana przez stres, a skuteczność działania w oparciu o normalne procesy myślowe gwałtownie spada, staje się oczywistym, że technikę trzeba sprowadzić do sfery podświadomości i korzystać z niej na zasadzie odruchu. Niestety, proces taki jest zjawiskiem długotrwałym i wymaga żmudnego treningu, opartego na wielokrotnym powtarzaniu tych samych sekwencji ruchowych.

Wielu początkujących adeptów jiu-jitsu, zafascynowanych widowiskowymi technikami obrony prezentowanymi na pokazach, nie zwraca uwagi na fakt, że ich błyskotliwe wykonanie jest nie tylko wynikiem biegłego opanowania techniki. Fakt, że zadawany z dużą szybkością cios mija o milimetry broniącego, zostaje przechwycony i wykorzystany w dalszej części obrony jest w dużej mierze zasługą nienagannej postawy (shisei) i techniki ukemi (uniku lub bloku). Między nienaganną techniką, a wprowadzeniem jej do sfery podświadomości, jako naturalnego odruchu, jest niestety ciągle taka różnica jak między gumową atrapą, a prawdziwym nożem. Brak zrozumienia tej prawidłowości skutkuje niechętnym podejściem do technik podstawowych, na których zbudowana jest sztuka.

Mając na uwadze długotrwałość procesu kształtowania odruchów wydaje się oczywiste, że najłatwiej przyswajane są czynności o możliwie najmniejszym stopniu złożoności. Do takich z całą pewnością należą boheki (zasłony), a w dalszej kolejności uke-waza (techniki bloku).

Oczywistym błędem byłoby jednak sprowadzanie ataku ze strony przeciwnika wyłącznie do możliwości zadania bezpośredniego uderzenia.
W bardzo wielu przypadkach są to uchwycenia za części ciała lub ubranie, obchwycenia lub duszenia powodujące ograniczenie ruchów. Zwykle są połączone ze słownym zastraszeniem, a zmierzają do podporządkowania się poleceniom napastnika. Najlepszym przykładem jest autentyczna sytuacja przedstawiona powyżej.
Dlatego w nauce odruchów muszą się znaleźć równolegle najprostsze techniki uwalniania przed uchwyceniem, krępowaniem ciała lub groźbą duszenia. Na takim rozumowaniu opiera się też logiczna konstrukcja obowiązującego programu szkolenia, chociaż dobór technik nie zawsze wydaje się optymalny. Ich konstrukcja, przynajmniej na etapie początkowym, nie zawsze może być utożsamiana z prostotą chociaż bazuje na naturalnych reakcjach człowieka.

Objętość tej pracy nie pozwala jednak na tak szerokie podejście do tematu i uwzględnienie wszystkich, najczęściej spotykanych form ataku. Nie jest również próbą polemiki z obowiązującym programem. Jej zadaniem jest natomiast zwrócenie uwagi na podstawową wadę powszechnego systemu nauczania przejawiającą się brakiem bezpośredniego związku z psychicznymi predyspozycjami ucznia oraz błędami, które on sam popełnia na skutek braku dostatecznej świadomości zagrożeń związanych z paraliżującą siłą stresu.

W tym kontekście, jako przykład nieprawidłowych zachowań, świadomie ograniczam się do problemów związanych z nauką zasłon i bloków, bo to właśnie one z reguły są ignorowane i lekceważone najczęściej. Zechcę także wskazać formę, która może zdecydowanie uatrakcyjnić naukę tych elementów.
Znaczącym elementem konstrukcji zasłon jest fakt, że zbudowane są właśnie na bazie naturalnych reakcji, zmierzających do zasłonięcia wrażliwych obszarów twarzy i głowy przed zaskakującym atakiem. W ten sam sposób, odruchowo, działa niemal każdy człowiek osłaniając głowę przed spadającym lub lecącym w jego kierunku przedmiotem. Ich wadą jest z kolei to, że w zasadzie nie pozwalają na bezpośrednie konstruowanie sekwencji obronnych. Spełniają jednak fundamentalną rolę w obronie, chroniąc skutecznie przed nagłym i niespodziewanym uderzeniem. Fakt, że boheki znalazły się już w pierwszym etapie nauczania jiu-jitsu nie jest zatem przypadkowy.
Początkujący adept jiu-jitsu, zanim posiądzie umiejętność skutecznego obezwładnienia napastnika, musi w pierwszej kolejności uniknąć ciosu, którego skutki mogą przekreślić możliwość stosowania jakichkolwiek, kolejnych technik obronnych. Jiujitsuka, który lekceważy ten fakt, skupiając się wyłącznie na widowiskowych i rozbudowanych sekwencjach obronnych, może nigdy nie osiągnąć skuteczności w realnym starciu z przeciwnikiem.

W kontekście tych rozważań pewną niekonsekwencją obowiązującego programu szkolenia wydaje się jednak to, że niektóre bloki, wywodzące się bezpośrednio z zasłon i stwarzające już możliwość przechwycenia ataku, znalazły się dopiero na poziomie wyższych stopni uczniowskich. Mowa tu o teisho-morote-uke – podwójnym bloku podstawami dłoni oraz morote-uke – obu-ręcznym bloku przedramionami w górze. Tę samą gałąź konstrukcyjną stanowią przecież bloki krzyżowe jodan i gedan -jiuji-uke nauczane na poziomie 7 kyu. Ich stopień trudności jest przy tym znacznie wyższy niż typowych zasłon, bo z reguły powiązane są z nową formą postawy zenkutsu-dachi i zejściem z linii ataku.
Dla laika techniki bloku są jednak wizualnie proste i podobnie jak w przypadku zasłon, bardzo często lekceważone przez początkujących. Naturalnym i zwykle obserwowanym zachowaniem jest chęć zakończenia ćwiczeń już po kilkunastu powtórzeniach. Mało kto poświęca temu tematowi dodatkowy czas poza salą ćwiczeń. Rzeczywistość jest jednak brutalna – wracając do tych technik systematycznie po tygodniu, miesiącu, a nawet kilku miesiącach trzeba korygować błędy trajektorii ruchu i znaczące niedoskonałości postawy.
Rolą instruktora jest przekonanie ćwiczących, że właśnie w tych sekwencjach tkwi tajemnica skuteczności i to niezależnie od faktu, że wielokrotne powracanie do ćwiczeń podstawowych shisei, shintai, boheki i ukemi nie stanowi atrakcji, która przyciąga do dojo.

Sam spędziłem na tych ćwiczeniach wiele godzin, dni i miesięcy niezależnie od regulaminowego treningu. Ćwiczyłem przed lustrem, w lesie i na polnej drodze, zawsze gdy czas na to pozwalał. Konfrontowałem konstrukcję i skuteczność bloków stosowanych w jiu-jitsu z tradycyjnym tae-kwon-do i karate shito-ryu. Niezależnie od tego nigdy chyba nie ośmielę się powiedzieć tego, co wielokrotnie słyszę od początkujących – "już to umiem".

Kolejnym etapem poznawania elementów podstawowych są bloki nawiązujące bezpośrednio do technik karate, które stopniowo rozszerzają możliwości konstruowania dalszych sekwencji obronnych, prowadzących do obezwładnienia przeciwnika. Fakt, że ich stopniowe poznanie jest rozłożone w czasie jest logiczną konsekwencją różnorodności technik ataku oraz koniecznością usystematyzowania niektórych nawyków. Szkoda jedynie, że w obowiązującym programie szkolenia nie znalazły się ich zastosowania w przykładowych kombinacjach obronnych. Nie należy jednak przez to rozumieć, że program w jakikolwiek sposób ogranicza rozwój adepta jiu-jitsu. Tu po raz kolejny pojawia się rola instruktora, którego doświadczenie powinno pomóc w wypełnieniu tej luki.

Każda szkoła, styl, czy system opiera się na kanonie, który jest podstawą tworzenia programów egzaminacyjnych na kolejne stopnie. Rzadko podlega on modyfikacjom, chociaż przypadki takie są znane. Życie jednak bezustannie się zmienia, pojawiają się nowe zagrożenia, nowe rodzaje broni czy niebezpiecznych narzędzi, a także sposób ich użycia. Wraz z rozwojem cywilizacji pojawiają też nowe miejsca gdzie może czyhać niebezpieczeństwo, nowe przedmioty będące celem ataku, a wraz z nimi zmieniają się nasze zachowania. Gdy powstawało i rozwijało się jiu-jitsu nie było jeszcze broni palnej, potem przyszła broń krótka i sztuka musiała na nią odpowiedzieć. Z chwilą pojawienia się wind w naszych blokach powstał problem skutecznej obrony na małych przestrzeniach. Nowe formy zagrożenia z użyciem noża zmieniły spojrzenie na techniki obrony, a te z kolei pociągają konieczność zastępowania atrapy gumowej drewnianą lub metalową. Stylowy kanon stoi jakby na uboczu tych problemów i tu pojawia się wspomniana rola instruktora.
Musi on być praktykiem idącym z duchem czasu, doskonalącym swoje umiejętności w oparciu o najnowsze i poparte praktyką doświadczenia. Kto rozpoczyna swoja edukację od kanonu i na nim kończy może występować na pokazach, ale nie zagwarantuje skuteczności sobie ani swoim uczniom. Dlatego współczesna wiedza musi być nierozerwalnym elementem szkolenia i stanowić uzupełnienie stylu. Goshin-ryu jako styl czy system powstał kilkadziesiąt lat temu i w tamtych czasach był nowatorskim nie tylko w skali naszego kraju. Nawet on wymaga już dziś uzupełnienia nie mówiąc o bardziej tradycyjnych stylach mających znacznie dłuższą historię. Przekazanie tej wiedzy wymaga jednak czasu, który oddala kolejne egzaminy, a my Europejczycy jesteśmy niecierpliwi. Trzeba jednak poważnie odpowiedzieć sobie na pytanie czy uczymy się na pokaz czy dla skuteczności.

Musimy być świadomi, że przejmując sztukę stworzoną przez ludzi Dalekiego Wschodu nie potrafimy równolegle przejąć ich mentalności, która legła u podstaw jej tworzenia i rozwoju. Sztuka walki w tamtym rejonie świata jest nierozerwalnym elementem kultury - dla nas, w większości, okazją do ciekawego spędzenia wolnego czasu. To co nieciekawe, monotonne, sprawiające przynajmniej pozornie wrażenie prostoty jest odrzucane lub lekceważone.
Gdy jiu-jitsu po raz pierwszy dotarło do Stanów Zjednoczonych jego skuteczność opierała się na prostocie krótkich sekwencji. Na tamtym gruncie uznano jednak że właśnie z tego względu nie przyjmie się bo jest mało ciekawe i widowiskowe. Nie powielajmy tego błędu w imię tej samej zasady - sztuka nie jest na pokaz.

Czy zatem instruktor nie powinien narzucić owego mozolnego, japońskiego stylu pracy godząc się na to, że w krótkim czasie zaakceptuje go kilka procent chętnych, a inni po prostu odejdą. Wniosek taki wydaje się nie do przyjęcia co najmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze – do sekcji zgłaszają się ludzie poszukujący ciekawej formy rekreacji ruchowej i nie są zainteresowani wyczynową formą treningu. Do dojo rodzice przyprowadzają dzieci, których budowa, a nawet wady rozwojowe wymagają aktywności ruchowej. Jest to dla nich jedyna szansa na poprawę sprawności i akceptację w środowisku rówieśników. Tej szansy odebrać im nie wolno.

Po drugie – w obecnych realiach ekonomicznych, żadna sekcja licząca kilka czy kilkanaście osób nie byłaby w stanie ponieść kosztów związanych z wynajęciem odpowiednio przygotowanej sali. Chcąc zapewnić możliwość intensywnego treningu kilku najlepszym trzeba zgodzić się na rekreacyjną formę zajęć dla pozostałych, zapewniając im jednak minimum skuteczności.

Sposób na rozwiązanie tego problemu jest wbrew pozorom bardzo prosty. Pierwszym krokiem jest ogólne przedstawienie problemu stresu w sytuacji realnego zagrożenia. Taka rozmowa, ilustrowana autentycznymi przykładami, w dużej mierze zmienia stosunek do treningu. Ucząc pojedynczego bloku staram się tworzyć najprostszą formę kata wymagającą zmiany kierunku i postawy. W ten sposób przekonuję, że to co w odczuciu ćwiczących wiązało się z prostotą jest o wiele trudniejsze. Wreszcie, dostrzegając znużenie przechodzę do powiązania konkretnego bloku z następującą po nim sekwencją obronną. Tę formę ćwiczący akceptują zdecydowanie lepiej i poświęcają jej znacznie więcej uwagi. Do podświadomości ucznia trafia zatem nie tylko sam blok, ale także proste działanie zmierzające do przejęcia inicjatywy w obronie.

 
4. Pokonanie stresu - obszar przygotowania psychicznego

Działanie w tym obszarze jest znacznie trudniejsze dla instruktora niż prawidłowe kształtowanie odruchów opartych na technikach obronnych.
Przede wszystkim nie każdy jest do tego odpowiednio przygotowany i dysponuje odpowiednim zasobem wiedzy teoretycznej, a także własnych doświadczeń, pozwalających na operowanie przekonującymi przykładami. Istotny problem stanowi fakt, że przeważającą cześć pracy, po odpowiednim wprowadzeniu, uczeń musi wykonać sam.
Skuteczną metodą ograniczania władzy stresu jest wygaszanie, czyli stopniowe przyzwyczajanie się do sytuacji za pomocą technik wizualizacji, polegających na możliwie najdokładniejszym wyobrażaniu sobie sytuacji stresowej. Dla zminimalizowania skutków stresu w warunkach realnego zagrożenia uczeń musi wyobrażać sobie jak najczęściej sceny napadu na własną osobę. Na głos rozmawiać z wyimaginowanym napastnikiem, który jest agresywny i stanowczy, trenować głos, układać jasne i konkretne odpowiedzi. Jeżeli nie robi tego na co dzień, powinien unikać sięgania do wyrażeń wulgarnych, które w jego ustach mogą zabrzmieć sztucznie, a nawet śmiesznie.
Należy przy tym pamiętać, żeby nie przypisywać napastnikowi cech swojej osoby. Nie musi on wcale zrozumieć aluzji, nie doceni także naszej odwagi. Ofiara jest dla bandyty bezosobowa. Można z nim iść na układy, ale tylko te wychodzące z naszej strony. Nie należy próbować agresji, ani żadnych sprytnych metod perswazji. Warto jednak poznać cel, a nawet przyczyny, które spowodowały, że stanął na naszej drodze.

Tak realizowana wizualizacja ma za zadanie doprowadzić nas do sytuacji, w której uzbrojeni będziemy nie tylko w arsenał technik ale i teatralnych przedstawień, w które wciągniemy napastnika, "odklepując" tylko wyuczoną rolę, a nie zastanawiając się nad każdym słowem. Dobrze wykonywać te ćwiczenia przed lustrem, gdyż bodźce, które emitujemy w stronę napastnika muszą być kontrolowane w jak największym stopniu.

Aby dobrze przygotować różne wersje "czarnego scenariusza" adept jiu-jitsu musi wiedzieć jak najwięcej o potencjalnym napastniku, jego stanie psychicznym w momencie zaczepki, stopniu ryzyka jakie skłonny jest ponieść, elementach na które zwraca szczególną uwagę i na których się koncentruje. Poszukiwanie takich wzorców w filmach może niestety prowadzić do bardzo zafałszowanych wniosków, które wyciągamy zgodnie z zasadą tzw. dostępności psychicznej.
Mówiąc inaczej - wizerunek filmowego bandyty jest tak częsty, że utrwala się w naszej świadomości jako wiarygodny wzorzec. Tymczasem napastnik nie wygląda w żaden przewidywalny sposób, a kryminologia wskazuje wręcz, że psychopaci mają często wygląd budzący zaufanie, ubierają się modnie, czysto i elegancko. Właśnie tacy są najgroźniejsi, bo nie wzbudzają podejrzeń.

Każdy napastnik planując napad, ma w głowie mniej lub bardziej świadomy scenariusz zdarzenia. To bardzo ważne. Jest dla siebie reżyserem i odtwórcą głównej roli, a ofiara to rekwizyt. Ze strony osoby napadniętej może spodziewać się uległości, bądź agresji. To na pewno zdarza się najczęściej. Szansą ofiary, a zwłaszcza kobiet, staje się więc zagranie roli całkowicie niezgodnej z tym, co napastnik przewidział i zaplanował. W momencie gdy straci panowanie nad ofiarą, uzna dalszą akcję za bardzo ryzykowną i zrezygnuje. Tak postąpi osoba rozsądna, a napastnicy są z reguły bardzo rozsądni.

Z punktu widzenia obrony fizycznej dobrze jest przygotować także arsenał zachowań i zwrotów, które spowodują przynajmniej chwilowe odwrócenie uwagi napastnika od naszej osoby. Zwroty takie muszą być jak najbardziej naturalne i spontaniczne. Rozpoczynając nasze przedstawienie musimy być świadomi tego, że napastnik nie będzie patrzył i czekał. Na pewno zagrozi, a nawet spróbuje przemocy. To jednak konsekwencja w odgrywaniu naszej roli jest metodą, a nie sam moment rozpoczęcia przedstawienia.

Całkowicie mylny jest także powszechny pogląd, według którego "jeśli złodziej chce ukraść, to ukradnie, a gdy napastnik będzie chciał napaść, to napadnie". Napastnik i złodziej korzysta zawsze z okazji. Oba zajęcia są ryzykowne i wiedzą o tym wykonujący je ludzie. Nie ma sensu ryzykować, skoro krok dalej można zrobić coś bez ryzyka. Zatem każdy może stać się potencjalną ofiarą, jeśli sam stwarza ku temu okazję.

Podając przykładowe scenariusze możemy nieco ułatwić pierwsze kroki w ćwiczeniu wizualizacji. Reszta należy do ucznia. To on musi opanować rolę, którą sam przygotuje zgodnie ze swoim charakterem i predyspozycjami. Warto jednak powracać do tego tematu, zamienić dojo w swoisty teatr i poćwiczyć w grupach.

 
5. Zanim nie będzie odwrotu - taktyka unikania zagrożeń

Przygotowując adepta jiu-jitsu do działań ostatecznych, sprowadzających się do fizycznego wykorzystania technik obronnych, nie wolno zapominać o kardynalnej zasadzie – "każda walka, której dało się uniknąć jest walką zwycięską". Nie wystarczy jednak o tym przypominać, trzeba nauczyć jak unikać zagrożeń i swoim zachowaniem nie stwarzać okazji, na którą czeka potencjalny napastnik.

Bardzo często w wyjaśnieniach osób napadniętych pojawiają się zdania w rodzaju: - "Nie wiem jak się to stało", "Zanim zdążyłem się zorientować.." itd.
Napastnik nie pojawił się jednak znikąd. Zanim zdecydował się zaatakować, skrzętnie wybrał swoją ofiarę z otoczenia i podjął działanie w momencie stwarzającym najmniejsze ryzyko. Jego niewątpliwym atutem było jednak zaskoczenie.

Kluczem do zapobiegania takim sytuacjom jest zachowanie definiowane zwykle jako uważność. Stanowi ona pierwszą linię obrony, dzięki której można uniknąć zdecydowanej większości zagrożeń. Na uważność składają się zarówno obserwacja otoczenia, przetwarzanie tych informacji przez nasz mózg jak i wyuczony sposób postępowania.
Uważność w sposób zupełnie naturalny towarzyszy nam na co dzień. Idąc nawet bardzo szybko nie potykamy się o wystające kamienie, nie wpadamy w dziury mimo, że wcale nie patrzymy w dół, pod własne nogi. Nasze oczy badają drogę kilka, a nawet kilkanaście metrów dalej. Zapamiętana informacja przetwarzana jest już bez naszego udziału przez mózg, który kieruje nogami i wyznacza kierunek, podczas gdy oczy dostarczają informacji z następnego, odległego miejsca.
Podobnie jak z nierównością na drodze, będzie z podejrzaną sylwetką. Jeśli uda się ją dostrzec odpowiednio wcześnie, zyskamy czas na dobór strategii, z których najlepszą będzie ominięcie niebezpieczeństwa szerokim łukiem. Przy odpowiedniej wprawie zrobimy to zupełnie odruchowo i naturalnie.

Co zatem powoduje, że napastnikom niemal zawsze udaje się wykorzystać zaskoczenie, co przeszkadza w utrzymywaniu ciągłej obserwacji otoczenia?

Po pierwsze – przeświadczenie braku zagrożeń w miejscu, w którym się znajdujemy. Bo przecież co może się stać w środku dnia, na głównej ulicy miasta, albo w autobusie pełnym pasażerów. Statystyki przestępstw dowodzą, że nie ma nic bardziej mylnego.

Po drugie – alkohol i inne substancje ograniczające naszą świadomość, zmniejszające krytycyzm i wydłużające czas reakcji na niespodziewane wydarzenia.

Po trzecie – choroba, przemęczenie, osobiste problemy i niepowodzenia. Skupiając uwagę na swoim wnętrzu i kłopotach, odcinamy się jednocześnie od otoczenia, sygnalizując to skurczoną postawą lub wzrokiem wbitym w ziemię.

Wreszcie po czwarte – produkty współczesnych technologii, takie jak słuchawki na uszach czy telefon komórkowy. Słuchając muzyki czy rozmawiając przez telefon dajemy wyraźny sygnał potencjalnemu napastnikowi, że nasze zmysły są chwilowo zajęte czymś innym. Ponadto sam odtwarzacz czy telefon są łakomym kąskiem, a zatem zwiększamy ryzyko podwójnie.

Uważność to także wysyłanie bardzo czytelnych sygnałów. Osoba, która obserwuje otoczenie, wygląda zupełnie inaczej i tym właśnie kierują się napastnicy. Po odebraniu takiego przekazu z reguły poszukają sobie innej okazji. Została im odebrana najlepsza strategia, czyli zaskoczenie ofiary. W interesie napastników nie leży ryzyko szarpania się, walki lub krzyku - a to właśnie można przewidzieć na podstawie obserwacji osoby uważnej.
W przypadku zdecydowanej większości wymuszeń rozbójniczych napastnikom zależy na tym, aby ich działanie nie różniło się w odbiorze otoczenia od zwykłej rozmowy przypadkowo spotkanych osób. Pomimo, że postronni świadkowie z reguły nie wykazują żadnej aktywności, działania takiego nie można przecież wykluczyć. W tym momencie napastnicy mogą utracić kolejny atut jakim jest przewaga liczebna.

Wreszcie uważność to określone nawyki postępowania. Warto zwracać uwagę na to, aby oczekując na przystanku, rozmawiając prze telefon oprzeć się plecami o wiatę czy ścianę budynku. Taka postawa może zmniejszyć ryzyko napadu niemal do zera. W tym przypadku nie chodzi już tylko o kontrolę otoczenia. Znacznie ważniejsze jest przekazanie potencjalnemu przestępcy, że nie łatwo będzie nas zaskoczyć.

Wchodząc do klatki schodowej, na której znajdują się podejrzani osobnicy, w sposób zupełnie naturalny zrezygnujmy z windy. Niech to wygląda tak, jakbyśmy mieszkali nie wyżej niż na I piętrze. Taka reakcja będzie sygnałem, że bez względu na ich działanie dotrzemy do naszych drzwi jako pierwsi.

Rozmawiając o uważności i jej elementach należy bezwzględnie zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół. Chociaż nie dotyczy to 100 procent populacji, mężczyźni uczą się uważności już w trakcie dziecięcych zabaw, a w wieku dorosłym korzystania z niej nawet sobie nie uświadamiają. Typowy mężczyzna, idący ulicą, bezustannie przeszukuje wzrokiem otoczenie jak rasowy drapieżnik. W autobusie zajmuje miejsce raczej z tyłu, oparty o ścianę, aby mieć wgląd na cały pojazd. W kawiarni zajmuje miejsce pod ścianą aby obserwować lokal, wchodzących i wychodzących gości. Szczególnie uważnie obserwuje ludzi napastnik, który poszukuje łatwej zdobyczy. Kobiety jednak rzadko obserwują otoczenie w ten sposób. Mężczyzna z reguły nie skręci raptownie w stronę sklepowej witryny, zderzając się z inną osobą - kobiety robią to dosyć często. I to właśnie one muszą się tej uważności dopiero nauczyć.

Podsumowując te rozważania warto zwracać uwagę uczniów na dwie kardynalne zasady.

Po pierwsze - "Słabość budzi agresję" i nie chodzi tu o fizyczną siłę człowieka, ale o jego sposób bycia. Sposób w jaki się porusza, mówi, gestykuluje – tak zwany "body language" (język ciała). Nasze zwykłe zachowanie, gdy zbliżamy się lub mijamy grupkę "twardzieli" ma ogromny wpływ na to czy będziemy "przyciągać" agresję, czy nie. Dobrze w takich przypadkach odpowiednio wcześnie włożyć rękę do kieszeni, albo zajrzeć do torebki symulując wyjęcie jakiegoś niewielkiego przedmiotu, który zamkniemy w dłoni. Taki gest może być odczytany jako przygotowanie się do ewentualnego użycia miotacza gazowego.

Zasada druga - "Pewność siebie budzi zwątpienie", która ma istotne znaczenie właściwie już po rozpoczęciu konfliktu. Musi być jednak stosowana rozważnie i spontanicznie, zgodnie z dobrze wyćwiczonym scenariuszem.

 
6. W sytuacji bez wyjścia – czy bronić się od razu

Te pierwsze chwile są zarazem najtrudniejsze i najważniejsze. Napastnik jest zwykle maksymalnie skoncentrowany i zależnie od okoliczności zdecydowany na użycie brutalnej siły. Żąda, ale także słucha i obserwuje.
Działania osoby napadniętej są z kolei nieskoordynowane i paraliżuje je strach. Potrzebuje czasu aby ochłonąć i myśleć logicznie. Jeżeli dostatecznie nie opanujemy wygaszania stresu, a z reakcji otoczenia wynika, że jesteśmy zdani sami na siebie nie potęgujmy jego agresji. Starajmy się swoim spokojem uśpić jego czujność, sprawiajmy wrażenie, że osiągnie swój cel bez stosowania brutalnych metod i zyskajmy na czasie.
Użycie siły jako środka ostatecznego powinno nastąpić w momencie gdy przeciwnik najmniej będzie się tego spodziewał. Jeżeli żąda pieniędzy, a trzymamy w rękach siatkę z zakupami dajmy mu ją do potrzymania. Nie za uszy, ale oburącz od dołu, zmuszając go do identycznego i odruchowego zachowania.
Jeżeli nasze ręce są puste zróbmy pół kroku do przodu, spontanicznie pozdrówmy i przywołajmy rzekomego przyjaciela lub rodzica, który zawsze powinien znajdować się gdzieś za plecami napastnika. Zmuśmy go aby odruchowo spojrzał w tamtą stronę.
To będzie moment na podjęcie możliwie najprostszego i skutecznego działania, przed którym z całą pewnością się nie zawahamy. Dobry skutek odnosi przeniesienie naszych myśli na salę treningową, gdzie podobne sytuacje ćwiczyliśmy wielokrotnie. Poczujmy się jak w dojo.

 
7. Podsumowanie

Każdy z sygnalizowanych problemów z pewnością mógłby stać się tematem odrębnej i obszernej pracy. Nie analizując ich w sposób dogłębny, starałem się zwrócić uwagę za złożoność problemu skuteczności w obronie i udowodnić, że brak jednoczesnego kształtowania sfery technicznej i psychicznej w zasadzie nie zapewnia skuteczności w przypadku realnego zagrożenia.
Celem tej pracy nie było tym bardziej dostarczenie materiału do prowadzenia tak rozumianych szkoleń, a jedynie wskazanie obszarów, w których nasza obecność powinna być zaznaczona. Ich praktyczna realizacja wymaga sporej wiedzy z zakresu psychologii i własnych doświadczeń, którymi rzadko dysponują młodzi instruktorzy.
Warto jednak zastanowić się, czy niezależnie od obowiązującego programu nie byłoby wskazane rozmawiać o tych tematach z adeptami jiu-jitsu, zapraszając na trening zaprzyjaźnionego psychologa. Z pewnością z dużym zainteresowaniem instruktora ale i samych uczniów mogłyby się spotkać testy przybliżające ich osobowość i sposób reakcji na stres. Taki sposób podejścia do treningu byłby z pewnością doceniony przez dorosłych, zwiększając zainteresowanie samą sztuką jiu-jitsu.
Poruszone kwestie pozostawiam otwarte do własnej oceny i dyskusji.

 
8. Wykaz literatury:

"Jiu jitsu Sztuka Walki Obronnej"
Autor: Krzysztof Kondratowicz

"Obrona przed atakiem pięścią i nożem"
Autor: Krzysztof Kondratowicz

"Zawsze bezpieczna. Psychologiczne aspekty samoobrony kobiet"
Autorzy: Wojciech Kruczyński, Paweł Droździak

"Samoobrona dziewcząt. Naucz się bronić"
Autor: Sunny Graff

"Teoria i metodyka ćwiczeń relaksowo-koncentrujących"
Autor" Wiesław Romanowski

"Sztuki i sporty walki dalekiego wschodu"
Autor: Jerzy Miłkowski