Moja droga do pierwszej sekcji

Początki dzisiejszej Szkoły sięgają roku 1987, kiedy to tematem sztuk walki zainteresowałem drużynę starszoharcerską "Czartowe Pole", działającą przy Zespole Szkół Zawodowych Nr 1 w Lublinie. Nie było to trudne. Drużyna, którą prowadziłem, poszukiwała właśnie nowych specjalności, a temat był,  jak na tamte czasy, unikalny i interesujący. Uczniowie i zarazem moi przyjaciele okazali się przy tym bardzo wytrwali i pracowici. Szybko potrafiliśmy stworzyć prężną grupę pokazową, która z biegiem czasu i pojawianiem się coraz trudniejszych i efektownych technik potrafiła zafascynować każdego. Gościliśmy w wielu szkołach i na imprezach plenerowych. To przy ich wydatnej pomocy, po dwuletnim kursie organizowanym przez ówczesny Główny Komitet Kultury Fizycznej i Sportu, uzyskałem licencję instruktora. Jak widać zdobycie takiego dokumentu było znacznie trudniejsze niż dzisiaj.
Były to dobre i złe czasy. Dobre - bo w warunkach tamtego ustroju dostęp do sali kosztował grosze i miałem szczęście pracować pod kierunkiem dobrego nauczyciela. Sensei Waldemarowi Popieli, który rozpoczął właśnie służbę jako młody szkoleniowiec naszej jednostki ze stopniem 2 dan judo zawdzięczam nie tylko praktyczne opanowanie rzutów, ale także to, że w roku 1987 namówił mnie na kurs instruktorski. Kto wie, może to właśnie ja zaraziłem go z kolei poszukiwaniem i doskonaleniem technik obronnych, które niewiele miały wspólnego ze sportem. W końcu w swoim poźniejszym życiu poszedł właśnie ta drogą.
Były to jednak czasy złe - bo dostęp do źródeł, zachodniej literatury i skrzętnie skrywanych tajemnic sztuki był bardzo utrudniony. Bazowałem na materiałach przemycanych z zagranicy m.inn. Siegfrieda Lory 7 dan czy Reinharda Mulera. Polskim wzorem był dla mnie dai-shihan Krzysztof Kondratowicz. Jiu-jitsu, w swoim obecnym kształcie, stawiało w Polsce pierwsze kroki i nie ukrywam - byłem jednym z tych, którzy uparcie dążyli do odsłonięcia jego prawdziwego oblicza. Zdobytą wiedzę konfrontowałem z tym czego aktualnie uczono w szkole policyjnej, a następnie w Akademii Spraw Wewnętrznych i "burzyłem się" przeciwko przenoszeniu sportowych metod ograniczania ruchów (osaekomi) do pratyki służbowej.
Sztuka samoobrony w tamtych czasach opierała się jednak o podstawy sportowego judo, czego najlepszym dowodem były, opublikowane dopiero w roku 1989, pierwsze wymagania na kolejne stopnie. Tworzyli je instruktorzy i mistrzowie judo, a to niewiele jednak miało wspólnego z prawdziwym jiu-jitsu poza korzeniami i osobą twórcy.
Z tamtych lat pamiątek zostało niewiele i dlatego wielkim sentymentem darzę tych kilka prywatnych zdjęć mojej wspaniałej grupy.
Niech ich obecność na tych stronach będzie moim podziękowaniem dla tych ludzi, ukłonem w stronę tamtych czasów i niezapomnianego obozu MSR "Firlej 1989". Może przy tej okazji odezwą się do mnie uczestnicy innych obozów jakie organizowałem i prowadziłem w okresie poprzednich 10 lat.
Prawdziwy przewrót przyniósł rok 1989. Istotnym impulsem był dla mnie pierwszy w Lublinie kurs dla przyszłych dedektywów i agentów ochrony organizowany przez  firmę Comandos. Jej szefem od szkolenia w zakresie taktyki i sztuki walki wręcz był Krzysztof Kondratowicz, a ja miałem tu poprowadzić zajęcia praktyczne. To praktycznie przesądziło, by związać się z kierowaną przez niego organizacją. Niestety ten właśnie rok przyniósł załamanie się struktur Polskiego Centrum Jiu-Jitsu i rozgorzały znane współcześnie spory polityczne o hegemonię i zwierzchnictwo. To zraziło mnie do systemu i ludzi, który naruszali kardynalne postanowienia kodeksu etycznego i ostatecznie zdecydowałem pozostać niezależnym.
Jednocześnie, z jeszcze większym entuzjazmem wprowadzałem do własnej sekcji kolejne formy i techniki odgrzebane w starych źródłach i przywiezione z wszelkich możliwych szkoleń. W ten sposób nasze jiu-jitsu zbliżało się coraz bardziej do kształtu dawnej, "tajnej broni samurajów", a wymagania stawiane adeptom były coraz wyższe. To dawało mi pewność, że w kontaktach z innymi środowiskami nie będziemy się wstydzić swojego poziomu.

Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu po roku 1989

Przełom zapoczątkowany w rok 1989 przyniósł też zasadnicze zmiany w sferze politycznej, społecznej i gospodarczej naszego kraju. Następstwem załamania się dotychczasowego modelu szkoły, a po części także rodziny, był gwałtowny wzrost liczby przestępstw, których sprawcami i ofiarami stawali się ludzie młodzi, często kilkunastoletni. Skończyły się budżetowe dofinansowania i kolejne sekcje sportowe padały jedna po drugiej. Także i nasza sala, w obliczu konieczności samofinansowania miała stać się kolejną hurtownią.
Był to najwyższy czas aby podjąć decyzję. I chociaż nikt nie wierzył, że potrafimy utrzymać obiekt - należało ją podjąć. Pierwszy nabór przyniósł jednak imponującą liczbę chętnych i tak sekcja przetrwała. Wkrótce stała się szkołą obejmującą dwie, a od roku 1997 - trzy kategorie wiekowe. Prężnie działająca sekcja zaczęła się liczyć w środowisku. Gościliśmy z pokazami sztuki w wielu szkołach i przy okazji różnych imprez masowych.
Wszędzie spotykaliśmy się z dużym zainteresowaniem i życzliwym przyjęciem. Pokazy były też dobrym sprawdzianem technicznego, ale przede wszystkim - psychicznego przygotowania grupy, do której musiałem mieć pełne zaufanie, aby pozwolić sobie na prezentację chociażby takich, wyrafinowanych form. Z czasem dostrzegły nas także środki masowego przekazu, goszcząc na antenie radiowej i w programach telewizyjnych. Prezentując za ich pośrednictwem tylko jedną z możliwych form zorganizowanego spędzenia czasu wolnego, starałem się zawsze zwracać uwagę na negatywne skutki, jakie niesie za sobą  brak celów i zainteresowań. I tak, stopniowo, Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu wpisała się trwale w pejzaż miasta. Obok głównego nurtu szkolenia pojawiła się też fascynacja mieczem japońskim, który towarzyszył mi nawet na kilku pokazach. Niestety, wobec braku czasu na kontynuację tego tematu jego wprowadzenie do oferty szkoły musiało poczekać kilka dobrych lat. Miecz powrócił dopiero w roku 2013 i mam nadzieję, że zostanie na zawsze.
Chociaż naszych plakatów nie można było spotkać na ulicach, ciągle docierali do nas nowi uczniowie tylko sobie znanymi drogami. W początkowym okresie zainteresowanie sztuką było tak duże, że musiałem poprosić o pomoc dwóch zaprzyjaźnionych mistrzów Dariusz Płechę i Andrzeja Jemielniaka. Do dziś miło wspominam tamtą współpracę. Nie wszystkim jednak starczało wytrwałości i uporu, zmieniały się twarze i jak to w życiu - miejsce jednych zajmowali następni. Tak już będzie zawsze, ale bez względu na decyzje o odejściu nadal pozostajemy przyjaciółmi, a w dojo panuje jak zwykle ta sama, serdeczna atmosfera. Być może to właśnie ona sprawia, że ci, którzy kiedyś zrezygnowali dziś wracają jako ludzie dorośli albo przyprowadzają tu swoje pociechy.
Ci, którzy pozostali z dawnych lat przejmują powoli obowiązki asystentów i instruktorów. Faktem jest, że niezależnie od swego rozwoju i wzrastającego prestiżu Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu przez 15 lat pozostawała szkołą autonomiczną, wyizolowaną ze struktur Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu. Pomimo, że wielokrotnie powracała myśl o zmianie tego statusu ciągle brakowało czasu i okazji.
Realizacja tego marzenia miała nastąpić w roku 2004 za sprawą Shihana dr Andrzeja Berezowskiego. To On namówił mnie w lutym tego roku na udział w ogólnopolskim stażu, organizowanym przez kyoshi Jacka Chęcińskiego w Szczebrzeszynie. Już wkrótce miałem się przekonać, jak zasłużonym autorytetem cieszy się w środowisku dr Berezowski i jak wspaniałą atmosferę przyjaźni potrafił stworzyć między sekcjami działającymi na Lubelszczyźnie.  Nie wypada ukrywać, że miało to istotny wpływ na moje późniejsze decyzje. I tak pierwszy mały krok został zrobiony.
Potem było Ogólnopolskie Seminarium Jiu-Jitsu Goshin-Ryu w Nowej Rudzie i decyzja o rozpoczęciu przygotowań do egzaminu mistrzowskiego na stopień 1 Dan w stylu Goshin-Ryu. W trakcie tych przygotowań zmienił oblicze nasz pierwszy serwis internetowy, pojawiły się wymagania egzaminacyjne i ilustrowana interpretacja technik. Tym zajęły się głównie dziewczyny: Agnieszka i Ania (foto powyżej).
Nie muszę nikogo przekonywać jak prestiżowym był dla mnie ten sprawdzian i jak wielkim przeżyciem było stanąć przed komisją egzaminacyjną PCJJ Goshin-Ryu, której przewodniczył Soke Dai Kaiden dr Krzysztof Kondratowicz. Odebranie z Jego rąk dyplomu mistrzowskiego z pewnością było marzeniem każdego adepta tej sztuki. Moje spełniło się 24 lipca 2004 roku na Ogólnopolskim Stażu Jiu-Jitsu w Zaklikowie. Wkrótce potem złożyłem oficjalny wniosek o przyjęcie Lubelskiej Szkoły Jiu-Jitsu w poczet Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu.
Pod przesłaną mi kopią wniosku Wiceprezes ds. Stopni Mistrzowskich i Uprawnień Instruktorskich Polskiej Federacji Dalekowschodnich Sztuk i Sportów Walki, Prezydent i Dyrektor Techniczny Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu dr Krzysztof Kondratowicz Soke Dai Kaiden 10 Dan napisał między innymi:

"... z dużym zadowoleniem i satysfakcją przyjmuję Pańską Szkołę Jiu-Jitsu w poczet Członków PCJJ Goshin-Ryu z dniem 29 lipca 2004 r. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna dla obu naszych stron ..."

I tak po 15 latach, a może z tej właśnie okazji, Lubelska Szkoła Jiu-Jitsu stała się oficjalnym członkiem Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu i z pewnością dotrzyma przyjętych na siebie zobowiązań.
Od tej pory życie naszej szkoły nabrało tempa. Zaczęło obfitować w coraz częstsze wyjazdy i coraz liczniejsze kontakty. Szkoła dała możliwość sięgania po stopnie mistrzowskie przez kolejnych, utalentowanych uczniów. Około 2004 roku pojawiła się też nowa wersja naszego serwisu internetowego, który służył nam i naszym gościom przez niemal 10 następnych lat. Staraliśmy się w nim przybliżyć nie tylko naszą sztukę i bieżące wydarzenia ale też zainteresować historią i kulturą Japonii by zrozumieć kraj, który był kolebką naszej dzisiejszej pasji. Okruchy tamtych dokonań to kilka zdjęć jakie zamieściliśmy powyżej. Dalszą historię szkoły i wydarzenia kolejnych lat znajdziecie już na innych stronach serwisu.

 
Pierwszy Dyplom Mistrzowski Polskiego Centrum Jiu-Jitsu Goshin-Ryu List akcesyjny Lubelskiej Szkoły Jiu-Jitsu