header_image
W sobotę 15 listopada 2014 roku nasi mistrzowie i grupa najstarszych uczniów wzięli udział w szkoleniu strzeleckim w Wąwolnicy. Szkolenie zorganizował były żołnierz Wojsk Powietrzno-Desantowych, sensei Krzysztof Watras. Zajęcia trwały blisko cztery godziny i chociaż niektórzy zdradzali już pierwsze objawy hipotermii nikt nie poddał się przed czasem. A wiedzy i maunualnych umiejętności do przyswojenia było naprawdę sporo. Oczywiście zaczęliśmy od ogólnych zasad bezpieczeństwa i regulaminu strzelnicy, bo nie wszyscy mieli jak dotąd styczność z prawdziwą bronią. Potem przyszedł czas na demonstrację poszczególnych egzemplarzy, budowę i zasady działania. Broń w stanie rozłożonym krążyła z rąk do rąk, by pod koniec ulec ponownemu złożeniu, a to było sprawdzianem, że wszystkie części naprawdę wróciły.
Zaczęliśmy od najmniejszego kalibru i sportowego pistoletu Margolin, by przez pistolet TT przejść do 9 mm Jericho 941 produkcji izraelskiej. W drugim etapie i w podobnej kolejności było zapoznanie z bronią długą. Na początku sportowy karabinek TOZ kalibru 5,6 mm, ale tuż za nim historyczny i potężny w swom uderzeniu Mosin kal. 7,62 mm. To historia dwóch ostatnich wojen, bo skonstruowano go po raz pierwszy w roku 1891, a produkcji najnowszej wersji zaprzestano dopiero w latach 50-tych XX wieku. Widać było jednak, że najwieksze zainteresowanie skupia się na automatycznym karabinku szturmowym AK-47 zwanym potocznie "kałasznikowem" lub mniej pieszczotliwie "kałachem". Większości z nas zdecydowanie przypadła do gustu wersja AKMS ze składaną kolbą, a także pewnego rodzaju perełka czyli AKM z celownikiem optycznym.
Oczywiście na opanowanie umiejętności samodzielnego rozkładania i skladania broni czasu było za mało, ale jak się okazało byli wśród nas i tacy, którym ta umiejętność przypomniała się z czasów spędzonych w mundurze. Tym sposobem AK został złożony niemal samodzielnie. Kolejnym krokiem było ładowanie i praktyczna obsługa broni i tę czynność już każdy musiał wykonać samodzielnie. Dlatego pierwsze kroki z każdym egzemplarzem broni szły dość wolno, bo do zapamiętanej kolejności trzeba było jeszcze dołożyć trochę siły i sposobu.
No i wreszcie przyszedł czas na pierwsze strzały. Początkowo z broni małokalibrowej więc jeszcze dość cicho. Gdy odezwał się AK niektórzy sięgnęli już po tłumiki na uszy. Dla tych, którzy robili to po raz pierwszy największe obawy wiązały się właśnie z hukiem i siłą odrzutu, ale chyba tylko do pierwszego, samodzielnego strzału. Już po nim diabeł nie wydawał się tak straszny jak go malowano, chociaż nie można wykluczyć, że niektórzy wynieśli z tego doświadczenia także drobne siniaki. Naprawdę głośno zaczęło w tedy gdy sensei Agnieszka odważyła się wypróbować Mosina. Stojąc w niewielkiej odległości wyraźnie czuło się falę uderzeniową i drżenie ziemi.
Z biegiem czasu i doświadczenia szło coraz lepiej i wkrótce z początkowych dwóch można było rozwinąć aż sześć stanowisk strzeleckich. Zadziwiająco dobrze radziły sobie nasze dziewczyny i wcale nie przyjechały tu po to by tylko popatrzeć. Odważnie sięgały po Jericho, AK i Mosina nie stroniąc od powtórek serii. W końcu amunicji nikt nam nie wydzielał, a jej liczba zależała tylko od zasobności portfela. Wraz ze wzrostem sprawności było też coraz cieplej, bo marznie się najbardziej w czasie bezczynnego oczekiwania. Szybsze zmiany to także częstsza komenda "do tarcz" i szansa na 100 m rozgrzewki.
Nic nie mówimy tu o celności, ale na tym pierwszym szkoleniu chyba nie to było najważniejsze. Oddając sprawiedliwość trzeba jednak przyznać, że i z nią nie było najgorzej, a pod koniec strzelania tarcze były bardziej zielone od naklejek, niż ich początkowy kolor tła. Gdy kończyliśmy szkolenie było już na tyle ciemno, że oko naszej kamery żądało czasu rzędu 1/20 sek i dlatego niektóre fragmenty naszych zdjęć są wyraźnie poruszone. Obiektywnie trzeba przyznać, że chyba każdemu z nas i nie tylko dziewczynom z bronią do twarzy, ale to już ocenicie sami zaglądając na naszej galerii.
Może ktoś zapytać, co mają wspólnego takie umiejętności z profilem naszej szkoły. Oczywiście Jiu-Jitsu było i nadal pozostanie naszym wiodącym tematem, ale chcemy by Tsubame kojarzyło się nie tylko ze sztuką walki, ale przede wszystkim szkołą życia i zdolnością radzenia sobie w każdej, trudnej do przewidzenia sytuacji. Dlatego od dawna wprowadzamy szereg przydatnych tematów i nadal będziemy zachęcać do zdobywania nowych umiejętności. Robimy to poczynając od najmłodszych i dzięki temu kontakt z nami może być znacznie ciekawszy niż by się wydawało.
Jak mówi sensei Andrzej - każda nowa umiejętność wzbogaca człowieka i dlatego nie wstydzi się przyznać, że sam umie robić na drutach. A skoro tak, to i dziewczyny mogą nauczyć się strzelać tym bardziej, że wcale nie trzeba ich do tego namawiać. Szkolenie ogniowe będziemy z pewnością kontynuować i rozszerzać, dostosowując tematykę do wieku uczestników i warunków bezpieczeństwa. Ci, którzy zechcą wyprzedzić nieco kolejne szkolenie praktyczne znajdą w naszej biblioteczce niewielki skrypt dotyczący budowy, rozkładania i składania karabinka AK-47. Dokument jest dostępny wyłącznie dla zalogowanych użytkowników. A może macie jakieś nowe pomysły? - chętnie na nie odpowiemy.